Notatki moje przerwane przez dni kilka idą dalej, zawierając czerwcowe wrzenia strajkowe w Warszawie, przesilenie gabinetowe ostre — nieustępliwe i niepatriotyczne, bo tylko partyjne, zakończone gabinetem Grabskiego mającym cechy czegoś skleconego, słabego.
Niepowodzenia na froncie, przesunięcie linii Dniepru na linię Słuczy — wreszcie przerwanie tejże linii... czyni, że piszę: „O Jezu, teraz się może pocznie walić wszystko”. I na tym ciężkim okrzyku przerywam moje notatki, niezdolna wykrzesać z siebie nic jaśniejszego, nic, co by tchnęło zaufaniem do idących dni.
Warszawa, 30 czerwca
Łucja Hornowska, Wspomnienia, Biblioteka Narodowa, Dział Mikrofilmów, Mf. 89750.
Uroczystość z powodu otwarcia Banku Polskiego. Msza celebrowana w katedrze przez kardynała Kakowskiego; po mszy kardynał składał jeszcze w szatach pontyfikalnych gratulacje p. Grabskiemu: „Zdołał pan jako wykonawca sejmu spełnić jego wolę i ukoronować zaczęte przez niego dzieło”. Forma gratulacji, tj. wzmianka o sejmie, dość wyraźnie nie podobała się p. Grabskiemu.
W banku odsłonięcie tablicy na cześć ofiarodawców na rzecz skarbu narodowego. Przemówienie pp. Grabskiego, Karpińskiego, Mieszkowskiego i jednego z urzędników. Charakterystyczne, iż żaden słowem nie wspomniał o sejmie. W Polsce dość łatwo się zapomina! Sejm położył podwaliny pod sanację, uchwalając podatki, w których nieraz dalej szedł niż rząd, z sejmu wyszła inicjatywa zrównoważenia budżetu, którą p. Grabski rozkładał sobie jeszcze z wiosną ubiegłego roku na kilka lat, i z sejmu wyszła inicjatywa dania pełnomocnictw w tych dwu ostatnich sprawach, ściśle mówiąc, ode mnie. P. Grabski ma niezaprzeczoną i dużą zasługę – ale nie wyłączną – iż powiązał ogniwa stworzone przez innych.
Warszawa, 28 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Prasa całej Polski coraz więcej rozpisywała się o Pomorzu. […] Wystawa pomorska udała się znakomicie. […] Pozyskałem w tej sprawie przede wszystkim prezydenta Wojciechowskiego, który w dniu otwarcia […] z wielką świtą i okazałością przyjechał do Grudziądza, aby osobiście otworzyć wystawę. […] Już w następną niedzielę […] przybył do Grudziądza — jako przedstawiciel rządu — ówczesny minister oświecenia publicznego Stanisław Grabski. […] Ludność pomorska była przywykła do niesłychanej poprawności, jeżeli dygnitarzy państwowych czy kościelnych chodziło. Podówczas nie było do pomyślenia, aby witając dostojników mógł zjawić się ktokolwiek bez długiego czarnego surduta, rękawiczek i cylindra. Tego samego żądano, rzecz jasna, w jeszcze większej mierze, od przedstawicieli władzy. […] Kiedy postawiono wagon salonowy, którym przyjechał, była siódma rano. Dość długo czekałem, […] pewien, że zwłoka tłumaczy się przygotowaniem starannej toalety. […] Osłupiałem! […] Pojawił się Grabski w fantastycznym, jakby z cyrku, ubraniu. Miał końskie czarno-białe bryczesy, kurtkę zielonkawą, jak do polowania, a na głowie kraciastą cyklistówkę. Jakiś ziemianin z okolicy przysłał wspaniałą czwórkę siwków. […] Rzadkie były momenty w mym życiu, w których miałem poczucie, że siedzę na szpilkach. Wśród tego odświętnie ubranego tłumu […] ja, obok tego sportowca, nie wiedzieć jakiej kategorii, a na przedzie ta czwórka siwków!
Grudziądz, 2 lipca
Stanisław Wachowiak, Czasy, które przeżyłem. Wspomnienia z lat 1890-1939, Warszawa 1983
W ciągu niedzieli (9 maja) odbywa się jakby wyścig w tworzeniu gabinetu: jeden w Belwederze tworzy Władysław Grabski, drugi smaży się w Sejmie. Kto prędzej dojdzie do celu? [...] Desygnowanie Władysława Grabskiego na premiera, najbardziej niespodziewane pod słońcem, wywołało zdumienie [...]. Władysław Grabski był najbardziej znienawidzonym, niepopularnym człowiekiem. Jak mógł nie zdawać sobie sprawy z tego prezydent Wojciechowski?
[...] Chciał sobie Grabski pozyskać Piłsudskiego: zaprosił go Wojciechowski do Belwederu i w obecności Grabskiego zapytał o radę w sprawie teki wojskowej. „Porozumienie z Piłsudskim” miało być bardzo potężnym atutem w rękach nowego rządu. Ale Piłsudski nie wzruszył się uprzejmością i powiedział panu Grabskiemu szereg bardzo nieprzyjemnych rzeczy na temat jego poprzednich rządów — w formie, jak mi mówiono, bardzo brutalnej.
Wrogie stanowisko opinii publicznej, odmowy kandydatów [na ministrów], a zwłaszcza stanowisko zajęte przez Piłsudskiego, przekreśliły misję Grabskiego. [...]
Rozmowa z Witosem: tłumaczę jeszcze raz i ostrzegam. Witos się chwieje, ale boi się być podejrzanym o tchórzostwo! [Poseł Alfons] Erdman go uprowadza [do restauracji] pod „Bachusa”. Przed północą targi dobite w Sejmie [...], większość jest i Witos ma być premierem. Władysław Grabski ustępuje miejsca. Belweder szuka za Witosem, znaleziono go pod „Bachusem”! Podjął się misji!
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Kilkakrotne próby pana Witosa nie udawały się jedynie z przyczyny nieumiejętności albo niechęci tego pana uwzględniania interesów moralnych państwa. Państwo bowiem ma dwie funkcje wyraźnie państwowe i wyraźnie z jego bytem związane: wojsko i politykę zagraniczną, to znaczy stosunki z innymi państwami. Te dwie funkcje, jak zawsze twierdziłem, nie mogą podlegać fluktuacji gry zawistnych partii, gdyż system taki prowadzi nieuchronnie państwo do zguby i demoralizuje oraz degeneruje obie te funkcje.
[...]
Pan Wincenty Witos znany jest w historii naszego państwa głównie z bezceremonialnego stosunku do wszystkich funkcji państwowych. Dobór jego kolegów w obecnym gabinecie przypomina mi rząd utworzony ongiś z wielkim hukiem i hałasem, a co do którego zdecydowałem, iż nie mogę w żaden sposób łączyć mego nazwiska z takim właśnie rządem. Wiedziałem bowiem z góry, że wraz z powstaniem takiego rządu idą przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy bez ceremonii we wszystkich kierunkach dla partyjnych i prywatnych korzyści.
Na ministrów wojska od tego czasu zaczęto dobierać generałów, którzy by mieli sumienia giętkie, zdolne do uprawiania — jak ja nazywam — handlu posadami i rangami, dla wygody takiego czy innego stronnictwa, takiego czy innego potrzebnego posła, takiego czy innego wygodnego kupca, jednym słowem — takiego czy innego człowieczka. System demoralizacji wojska, które, nie mając praw wyborczych, ma jednego przedstawiciela swych interesów i potrzeb w osobie ministra, przy odpowiednim doborze tego ministra zaczął święcić swoje triumfy nie przy kim innym, jak przy panu Wincentym Witosie. [...]
Trwało to przez cały czas rządu pana Witosa i jego szlachetnych kolegów i dowodzenia wojskiem pana generała [Stanisława] Szeptyckiego. System ten w inny sposób, bardziej — że tak powiem — rozlewny, był stosowany i przy następnym ministerium pana Władysława Grabskiego wraz z Władysławem Sikorskim.
Gdy więc na szczęście dla Polski padły oba ministeria, ministeria rozwydrzenia partii, dzielących Polskę na szmatki na rzecz każdej partii i każdego stronnictwa, zostały po nich duże deficyty państwowe i ogólne, daleko idące zubożenie. Odbiło się to dotkliwie i na wojsku. Budżet wojskowy został w jednej chwili zmniejszony do połowy. Minister spraw wojskowych mieć obecnie musi do czynienia z dziesiątkami kryminalnych spraw o nadużycia pieniężne, popełniane przez protegowanych obu kiepskiej pamięci rządów: pana Wincentego Witosa i pana Władysława Grabskiego.
Warszawa, 11 maja
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
„Monitor” z 2 października przyniósł listę gabinetu, która wywołała prawdziwą sensację. Premierem i ministrem spraw wojskowych został zamianowany marszałek Piłsudski […].
W obozie majowym, w kołach piłsudczykowskich gabinet wywołał zrozumiałą konsternację, zawstydzenie i cichą nieraz rozpacz, zwątpienie. Pomyśleć bowiem: nie upłynęło jeszcze pół roku od krwawych walk toczonych pod hasłem „precz z reakcją polityczną i społeczną” i oto ten, który walki te rozpętał, ten, który przez długie lata był symbolem „lewicowości” wszelakiej, doszedłszy do władzy bierze sobie bez nacisku parlamentu czy stronnictw z własnej i nieprzymuszonej woli za współpracownika przedstawiciela „najczarniejszej reakcji” politycznej i społecznej, prononsowanego monarchistę – p. [Aleksandra] Meysztowicza i mniej wprawdzie prononsowanego, ale prawicowego obszarnika p. [Karola] Niezabitowskiego.
Lata całe „niepodległościowy” obóz Piłsudskiego i sam Piłsudski odmawiali wszystkim innym prawa do Polski, twierdząc, że ci „inni”o Polskę nie walczyli, Polski nie chcieli - „nie chciał jej Dmowski, nie chciał Paderewski, nie chciał Witos i Grabski...”. A oto teraz ten, który był przywódcą i sztandarem obozu niepodległościowego, powołuje do współpracy i współrządów najtypowszego przedstawiciela ugody wobec caratu, „kataryniarza” Meysztowicza, który nawet w oczach ugodowców – przeholował w uległości.
[…]
A „Komendant” wiedział, co robi, i to, co robił, było bardzo głęboko pomyślane. Obecność w ganinecie skrajnych konserwatystów i socjalistów mówiła na zewnątrz, na zagranicę, iż Piłsudski jest tym człowiekiem, który utrzymuje równowagę społeczną w Polsce […].
Warszawa, 2 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.